środa, 20 grudnia 2017

Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno // Kirsty Moseley


Cześć!
Strasznie się cieszę, że znalazłam czas w okresie szaleństwa przedświątecznego, żeby napisać kilka słów o książce, którą jakiś czas temu przeczytałam.
Bardzo się na niej zawiodłam, ale przynajmniej będę mogła napisać w końcu coś złego o jakiejś książce, co mi się rzadko zdarza.
Tak czy siak zapraszam do czytania moich żali.
UWAGA: W recenzji mogą pojawić się drobne SPOILERY.

"Od zawsze unikam jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Dotykać może mnie tylko mama, mój brat Jake i… Liam. Od ośmiu lat co wieczór chłopak z domu naprzeciwko zakrada się przez okno do mojej sypialni i zasypiamy niewinnie przytuleni. Gdyby Jake wiedział, że Liam spędza u mnie każdą noc, chybaby go zabił. Liam to największe szkolne ciacho. Szaleją za nim wszystkie dziewczyny, a on zmienia je jak rękawiczki. Nie mogę go rozgryźć. W dzień zachowuje się jak megadupek, a w nocy jest ciepły i kochany. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać – związki Liama nie trwają dłużej niż kilka nocy…"

- opis z lubimyczytac.pl

 





Okej, wiedziałam, że to młodzieżowy romans, który opiera się na schemacie związku "bad boy'a" z "szarą myszką". JEDNAK jestem zdania, że każdy schemat można opisać w sposób oryginalny, ciekawy, dlatego sięgnęłam po tę książkę. Zaciekawił mnie opis, ładna oprawa graficzna i przyrównywanie autorki do Colleen Hoover (niesłuszne!).

W dwóch słowach: Zawiodłam się.

I nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. Może od fabuły, która faktycznie na początku miała potencjał, a później poziom tylko spadał i spadał... Powieść porusza temat molestowania seksualnego i przemocy w rodzinie co jest jak najbardziej na plus. Jednak problem wydaje się być spłycony do granic możliwości, jakby był jedynie postawą do stworzenia głównego bohatera męskiego (naszego bad boy'a), którego zadaniem jest bronienie damy w opresji.
Fabuła jest tak strasznie PRZEWIDYWALNA, że w połowie książki miałam ochotę nią rzucić (czego nie zrobiłam, wyłącznie z szacunku do literatury - jaka by nie była). Po pierwszych trzydziestu stronach czytelnik od razu wie, jak powieść się zakończy.

Przejdę teraz do bohaterów, którzy chyba sprawili mi największy problem podczas czytania. Są tak SZTUCZNI i NIEPRAWDZIWI w swoim zachowaniu, w tym co robią i mówią; że co chwilę pukałam się w głowę nad ich głupotą. Kreacja głównej męskiej postaci - Liama, jest po prostu okropna. Plastikowy chłoptaś, który z założenia ma być tym "złym, mrocznym, tajemniczym bad boy'em", a który w co drugim zdaniu używa słowa "Aniołku". Nie, to tak nie działa. Jeśli już tworzymy bohatera, który ma być tym wrednym buntownikiem z problemami, to niech taki będzie, zamiast tworzyć postać kompletnie odrealnioną od rzeczywistości. Nie kupiłam historyjki o rzekomym "zakochaniu od pierwszego wejrzenia", cała historia tej miłości jest po prostu absurdalna i śmieszna.

O bracie głównej bohaterki (Amber) - Jake'u, wydaje się, że wiemy tylko dwie rzeczy: to, że ZAWSZE jest gotów bronić swojej ukochanej siostry oraz, że lubi się powtarzać. Nie mam pojęcia ile razy wściekłym tonem oskarżał swoją siostrę i Liama o bycie razem (co mu bardzo nie pasowało), co mnie tak strasznie irytowało, że ohhh... Po prostu nie mogę. Jake był irytujący do bólu, tak samo Liam z tym swoim "aniołkiem" i główną bohaterką, do której zaraz przejdę. Co było dla mnie zaskoczeniem (żartuję - ta historia stała się mi tak obojętna już w jej połowie, że nie wywołało to żadnych emocji) to fakt, że, gdy Jake dowiedział się o związku Amber z Liamem, jakoś mało się denerwował. Szczerze, był dziwnie obojętny, co było strasznie absurdalne, patrząc na to, jak wcześniej reagował.

Czas na główne danie - kreację głównej bohaterki o, jakże oryginalnym (jak wszystkie postaci w tej książce) imieniu - Amber. Nie wiem od czego mam zacząć. Dziewczyna została wykreowana jako bojąca się dotyku ludzi oraz nawiązywania bliższych relacji z mężczyznami. I miało to sens, biorąc pod uwagę to czego doświadczyła w dzieciństwie, więc liczyłam na powoli rozwijające się uczucie między nią, a Liamem. Chyba zbyt wiele wymagałam. Bohaterka po trzech dniach związku już nie ma oporu z całowaniem się czy dotykaniem z facetem. Na początku oczywiście miała MALUTKIE opory (hehe), ale po tygodniu decyduje się zdobyć tabletki antykoncepcyjne. Czuć ten absurd? Dziewczyna, która przeżywa traumę z dzieciństwa, miewa z tego powodu koszmary, a każdy dotyk sprawia jej dyskomfort - po tygodniu chce uprawiać seks. Ubawiłam się podczas czytania jak nigdy. Dosłownie z dnia na dzień staje się bad girl, seksbombą, czy jak to nazwać. Nagle nie ma oporów przed całowaniem się na środku korytarza albo flirtowaniem z kim popadnie.

Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.


Jedyny plus jaki znalazłam w tej książce to ile razy wywołała uśmiech na mojej twarzy. Co z tego, że był to raczej uśmiech zażenowania. Aha, no i szybko się czytało.






★☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Niestety jestem na nie. Jednak pisanie tej recenzji sprawiło mi nie lada przyjemność, gdyż mogłam się trochę wyżyć, haha.

Do następnego postu! Wesołych Świąt!











wtorek, 19 grudnia 2017

Trzy godziny ciszy // Patrycja Gryciuk


Witajcie! ✨
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na temat książki autorstwa Patrycji Gryciuk. Zapraszam do czytania.

~~~

"Pisałam do niego listy. Dużo listów. Na początku mi odpisywał, potem coraz rzadziej. Aż do momentu, kiedy przesłał mi czystą białą kartkę ze swoim imieniem w prawym dolnym rogu. Pustka na tym papierze przerażała swoją bladością. Do dzisiaj widok białej kartki wywołuje we mnie strach i nie chodzi o brak pomysłu na nowe książki….

(fragment powieści)



Przez trzy godziny ciszy można wyjaśnić sobie tyle, co przez tygodnie rozmów, a wysyłając pusty list, wyrazić więcej niż za pomocą tysięcy słów.

Kiedy Patrycja dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora, postanawia rzucić wszystko i wrócić do Gourdon – małej miejscowości na południu Francji, gdzie w dzieciństwie jeździła na wakacje. Jednocześnie próbuje sprowadzić tam Marnixa, miłość jej życia, z którym nie miała kontaktu od dziewięciu lat. Jednak czy powrót do przeszłości, w przeddzień żegnania się ze światem, to aby na pewno dobry pomysł?

Hipnotyzująca opowieść, w której tajemnice z młodości nie pozwalają o sobie zapomnieć. Bolesne wspomnienia mieszają się z teraźniejszością, a sny wydają się prawdziwsze od rzeczywistości. Patrycja Gryciuk zabierając nas na malownicze Lazurowe Wybrzeże, w pięknym stylu snuje opowieść pełną namiętności, mroku i szaleństwa."

- lubimyczytać.pl 



To, ile ta książka wzbudziła we mnie emocji jest aż niemożliwe! Zaczynając czytać nie miałam pojęcia, że nie oderwę się od tej pozycji dopóki jej nie skończę. Nie wiem co dokładnie to spowodowało, ale bardzo zaangażowałam się w tę historię i przeżywałam, jakbym to ja była jej bohaterką.

Czym Trzy godziny ciszy skradło moje serce?

Jednym z czynników była zapewne Francja. Obłędne opisy i ogromne znaczenie tych miejsc dla głównej postaci sprawiły, że naprawdę uwierzyłam w tą historię. Po paru rozdziałach nawet współodczuwałam emocje towarzyszące Patrycji względem tego kraju. Coś niewyobrażalnie pięknego.

Autorka zachwyciła mnie stylem pisania. Bogactwo językowe zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Raczej rzadko mam tak, że zakochuję się w danej powieści już po przeczytaniu paru rozdziałów. Nawet nie umiem tego odpowiednio ubrać w słowa.

Ciekawe były też dwa czasy, jakie zostały w tej powieści przedstawione. Z jednej strony mamy teraźniejszość w której bohaterka przybywa do Francji, a z drugiej wspomnienia nawiedzające ją podczas pobytu tam. 

Patrycja jest jedną z ciekawszych postaci z jakimi miałam styczność. Jest taka prawdziwa w tym co robi, że ma się wrażenie jakby oglądało się film. W mojej głowie samoczynnie kreowały się obrazy tego co bohaterka robi i jak wygląda. Portrety psychologiczne i tło historyczne innych postaci również były bardzo dopracowane i wiarygodne.

Ta historia zniszczyła mnie emocjonalnie. Nie żartuję! Podczas czytania nie miałam nawet czasu zaczerpnąć oddechu. Po lekturze tego dzieła siedziałam w moim pokoju przez trzy godziny w ciszy. Dosłownie.

Cały czas zadaję sobie jedno pytanie... Dlaczego tak mało mówi się o Trzech godzinach ciszy? Jest to jedna z lepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku i mam zamiar dzielić się emocjami związanymi z nią z każdym! Już teraz książka powędrowała w rodzinny obieg. Aktualnie czyta ją moja ciocia, co mnie niezmiernie cieszy.

Ja idę dalej ryczeć a Wam serdecznie polecam.




Końcowa ocena: ★★★★★★★★★

Trzymajcie się i do napisania ♥








Autorka: Oliwia 
Data: 19.12.2017